Rozdział 20
Po tych słowach,aż mnie zatkało.
-Co?-wydusiłam z siebie wreszcie,po paru minutach ciszy.-Wiedziałeś?
-Owszem.-powiedział głośno.-I utrzymywałbym to nadal w tajemnicy,gdyby nie ona.
-Dlaczego?-szepnęłam.
-Bo dostaję cholery ,kiedy widzę w jakiej atmosferze o nim rozmawiasz. Zachowujesz się jakby był nadal twoim chłopakiem. Jesteś o niego zazdrosna. A mnie to po prostu wkurza. Po prostu mnie nie zauważasz.
-Co? Dlaczego tak myślisz? To jakiś obłęd.
-Naprawdę?-spytał cicho.
-Tak.-odpowiedziałam.
-To spójrz na tą sytuację. Właśnie teraz. Bo jak zwykle ostatni i najważniejszy temat musi być o jakimś kur*a Max'ie.
-Nie prawda Daniel. Max mnie już nie obchodzi. Obchodzisz mnie ty,Marie i Filip do cholery,zrozum to.
-Skoro cię nie obchodzi ,to czemu o nim rozmawiasz? A właściwie rozmawiamy.
Westchnęłam ciężko. Miałam już dosyć. Cała ta sytuacja nie zdarzyła by się gdyby nie przyszła do mnie ''pielgrzymka'',czyli Filip i Daniel.
-Tak też myślałem.-ciągnął Daniel.-Nie masz na to wytłumaczenia. Szkoda,bo może jeszcze bym ci uwierzył. Po prostu przyznaj,że jeszcze coś do niego czujesz.
-Nic do niego nie czuję.-odpowiedziałam szybko.-I nie czułam. A podobno w miłości nie trzeba mieć wytłumaczenia. Ja cię po prostu kocham i będę kochać. Jesteś jedyną osobą,która mnie jeszcze nie zawiodła,chociaż zaczynam mieć wątpliwości...Ale i tak zawsze będziesz najważniejszy.
-To jak ci przejdą te wątpliwości to się ze mną skontaktuj ,KOCHANIE.
-Daniel,poczekaj!
-Teraz ''poczekaj'',a za chwilę będziesz się z innym obściskiwać. Nawet te moje durne koleżanki ze szkoły są lepsze. Przynajmniej nie mają pretensji,że je źle traktuję. Księżniczka się znalazła... Wolę wypić piwo z kolegami,niż z tobą tu siedzieć.
Po tych słowach ubrał kurtkę,wyszedł i trzasnął drzwiami. Filip wybiegł za nim. Zaczęłam płakać. Było mi głupio,a jednocześnie czułam się niezręcznie. Czułam nienawiść i ból. Cierpienie.
-Będzie dobrze. Nie martw się.-pocieszała mnie Marie.
-Ty się zajmij sobą,dobrze? -mówiłam przez łzy.
-Nie rozumiem dlaczego jesteś taka zła. Przecież skoro go nie kochasz,to czemu jesteś o to zła.
-Bo po prostu mi nie powiedziałaś. Właśnie o to mam żal. Że kłamiesz...
-Ale ja...Po prostu nic ci nie powiedziałam. Nie chciałam. Wiedziałam,że nadal Max jest dla ciebie ważny.
-Ale jako przyjaciel Marie! Jako przyjaciel!
-Więc powiedziałam Danielowi. On nie chciał ,żebyś się z nim spotkała. Chciał spędzić z tobą ten czas,kiedy to Max będzie cię szukać po całej Polsce.
-Co?! To on nie przyjechał do ciebie?
-Nie. On przyjechał do ciebie.
-Ale...te zdjęcia. To,że jesteś sławna.
-Pocałowałam go tylko dlatego,żeby Filip był zazdrosny.
Zaśmiałam się.
-Ale to głupie. Przecież wy nawet nie jesteście razem.
-Teraz już wiem,że głupie.
Po tej rozmowie zapanowała cisza.
-Po co on do mnie przyjechał?-szepnęłam.
-Bo cię nadal kocha. Chciał być z tobą. Dlatego powiedziałam Danielowi. Jak się o tym dowiedział to chciał go zlać. Prosił mnie o adres.-Marie zachichotała.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Co nie zmienia faktu,że mnie okłamaliście.
-Emily,daj już spokój! Ty też taka idealna nie jesteś!
-Ale ja cię nie okłamuję przynajmniej! Byłam szczera w każdym calu.
-Ty jak zwykle histeryzujesz. Robisz z małego problemu jakąś apokalipsę i nagle wszystko musi się kręcić wokół ciebie. Widocznie to rodzinne. Jak masz kasę to masz wszystko,no nie? Bo ty taka idealna jest...
-Zostaw mnie samą.-przerwałam jej.-Proszę cię wyjdź stąd.
-Teraz ja ci parę błędów wytknęłam,widzisz? Teraz jestem szczera i jest źle,a jak kłamię,to też jest źle.
-Nie mam do ciebie pretensji,że jesteś szczera,bardzo ci za to dziękuję. Chciałam tylko zostać sama,muszę przemyśleć to wszystko. Teraz już wiem,dlaczego nie chciałaś gadać o Max'ie...
-Dobra skończ już ! Nie każdy jest idealny.
-Nikt nie jest idealny.
-Jak to? A ty?
-Ta rozmowa jest bez sensu. Wyjdź proszę.
Marie spojrzała na mnie krzywo.
-Odprowadzić cię?-spytałam.
-Dzięki,nie.
Marie wyszła. Westchnęłam. Jeszcze przed chwilą byłam tu w gronie najważniejszych mi osób. Teraz zostałam sama. Tylko ja i cisza. Powoli zaczynałam nienawidzić tego domu.
Daniel z Filipem gdzieś poszli. Po raz kolejny pokłóciłam się z Marie o jakiegoś Max'a. W takich przypadkach najczęściej ludzie się zabijają. Zaczęłam płakać,znowu.
-Czemu nie mam rodzeństwa?-powiedziałam sama do siebie.-To dlatego jestem taka beznadziejna? Rozpieszczona i ambitna w cholerę?
-Wątpię.-w drzwiach stał Filip.-Charakter to nie jest sprawka braku rodzeństwa.
Usiadłam na schodach. Filip koło mnie.
-A jak mogę się zmienić?
-Walcz ze swoimi wadami.
-To oczywiste,ale jak? Ta sytuacja dziś ,mnie przerosła. Nie wytrzymałam. Owszem,pokłóciłam się z Marie,z Danielem,ale ja nie chciałam.Nie wiedziałam,że Daniela to zaboli... Jesteście dla mnie najważniejsi. Nie wyobrażam sobie życia bez was.-złapałam Filipa za rękę.
-Skoro są dla ciebie najważniejsi,to im wybacz. Niby to nie takie proste,ale jeżeli ci na nich zależy,to...
Filip nie dokończył. Do domu wkroczyła matka cała zapłakana. Myślałam ,że gorzej być nie może,a może jednak może?
Emily kogoś baardzo mi przypomina... Zawsze bardziej troszczy się o dobro innych niż swoje i zamiast sie kłócić i bezsensownie komuś wytykać, ona jak zwykle zwala wszystko na siebie. A kogo to już sama wiesz :). Fajny rozdział!
OdpowiedzUsuńEwa.