Rozdział 41

Stałam tam jeszcze przez chwilę.
-Będziesz tam tak stała ,czy wreszcie się ze mną przywitasz?
-Słucham?!-nie wytrzymałam. Jakiś gość wchodzi do mojego domu bezczelnie. Zero reakcji ,zero jakiegoś współczucia... zero przeprosin.
-No chodź tu.-podszedł do mnie,złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zirytowana wyrwałam się z jego uścisku.
-Co ty kurwa robisz?! Zostaw mnie.-cofnęłam się trzy kroki od niego. Marie stała za Max'em i przyglądała się całej tej scenie.-Po co ty tu w ogóle przyjechałeś? Nie chcę twojej obecności. Nie chcę cię widzieć na oczy.-wysyczałam i skierowałam się w stronę Marie.
-Emily ,uspokój się.-skierował oczy w moją stronę. Te jego przeklęte oczy.
Te jego cholerne oczy... Moje ulubione... Zawsze pełne miłości ,dziś pokazywały...skruchę?
-Dlaczego tu przyjechałeś?-zacisnęłam pięści.
-Szukałem cię. Zrozumiałem,że jesteś dla mnie ważna. Emily ,nie rób mi tego. Nie odrzucaj mnie i moich przeprosin. Nie odrzucaj tego wszystkiego ,co tutaj ze sobą przyniosłem...
-A co ze sobą przyniosłeś? To dżentelmeńskie wejście do mojego domu,czy ten jakże piękny gest w moją stronę? ''Pocałunek na powitanie'' ,tak to się u ciebie nazywa?
-Nie podobał ci się?-uśmiechnął się łobuzersko. Powoli wyprowadzał mnie z równowagi. Powoli nie wytrzymywałam. Mówiłam przez zęby ,a pięści zaciskałam tak mocno,że paznokcie wbijały mi się w skórę.
-Nie. Nie podobają mi się twoje przywitania ,twoje odwiedziny. Nie podobasz mi się ty. Brzydzę się tobą.-szepnęłam.
-Ostro.-skwitował.-Nie wiem od kiedy taka jesteś ,ale zmieniłaś się. Nie poznaję cię.
-A może po prostu mnie nie znasz? -podeszłam do niego bliżej. Miałam ochotę dać mu w mordę ,za to co mówi. Za to,że w ogóle mówi. Że w ogóle tu przyszedł. Powstrzymał mnie dzwonek do drzwi. Kto znowu? Dlaczego? Po co? Kto przerywa mi tak ważną chwilę?
Odwróciłam się na pięcie posyłając Max'owi pogardliwy wzrok. Podeszłam do drzwi i z niewielką ostrożnością otworzyłam je. Nie mogłam uwierzyć. W jednej chwili w moich oczach pojawiły się łzy. Dlaczego jego widok i głos zawsze przyprawiał mnie o taki smutek?
-Cześć.-wyszeptał i popatrzył w moje zaszklone oczy. On też nie wyglądał najlepiej. Myślałam,że tylko ja jestem poszkodowana w tych sprawach. Jego podkrążone oczy patrzyły na mnie smutno. Twarz była blada jak ściana ,a ręce mu drżały. Miałam ochotę się do niego przytulić. Tak cholernie tego chciałam ,ale... Nie mogłam. Czułam takie zimno w środku... Dlaczego?
Podniosłam jedną rękę,ale szybko ją opuściłam. Chciałam się przytulić ,pocałować ,usłyszeć ''Kocham Cię'' ,ale przecież nas już nie ma. Popatrzył na mnie. Znowu.
-Jeżeli chcesz to pójdę stąd. Nie będę cię dręczył,czy przeszkadzał.-w tym momencie popatrzył w głąb pokoju. Skierował wzrok na Marie i lekko się uśmiechnął witając ją. Ale nagle jego oczy spochmurniały... Zauważył Max'a. Nadal czuł do niego nienawiść ,mimo ,że nie jesteśmy razem... On nadal jest o niego zazdrosny.
-Widzę ,że masz gościa.-mruknął.-Pójdę już.
-Nie ,poczekaj.-chwyciłam jego dłoń,gdy chciał odejść. Odwrócił się do mnie. Z lekkim zaskoczeniem patrzył na mnie. Ale ja tak bardzo chciałam jego obecności. Ja nadal go kochałam. On mnie też. Więc czemu zrobiłam taki głupi błąd? Czemu nie dałam mu tej szansy? Czemu jestem taka inna?
-Myślałem,że nie chcesz,żebym...
-Daniel ,ja chcę. Chcę żebyś tu był. Chcę żebyś był tu ze mną. Chcę żebyś mnie przytulił. Żebyś zrobił cokolwiek ,bylebym nie była tutaj sama.
-Ale nie jesteś.-teraz patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczyma.-Masz przyjaciół.
-Ale...żaden przyjaciel nie równa się z tobą.-wykonałam gest w jego stronę,żeby wszedł do środka. Posłusznie zrobił to,o co prosiłam. Teraz dopiero widzę, jak różni się od Max'a.
-Emily,nie mów tak. Nie wolno ci...-złapał mnie za rękę i cały czas patrzył w moje oczy.
-Ale sam prosiłeś o kolejną szansę. Sam jej chciałeś...-ścisnęłam jego dłoń. Była taka zimna.
-Emily,prosiłem o nią ,bo tęsknię za tobą. Kocham cię ,nadal będę. Ale nie musisz tego robić teraz ,ja zawsze będę niedaleko. A gdy będziesz gotowa ,to sama zdecydujesz. Nie mów ,że teraz chcesz mojej obecności i pocałunku. Mówisz to,bo szastają tobą emocje...-opuścił głowę.
-Nie,Daniel. Ja chcę ciebie tutaj ,ze mną. Chcę żeby było jak dawniej. Wiem,że zrozumiałeś ,że zrobiłeś źle.-podniosłam jego głowę jedną ręką.-Kocham Cię.-szepnęłam. W tej chwili Max wydobył z siebie wielkie , głośne ''co?!'' ,a Daniel nadal patrzył w moje oczy. Nadal oglądał je uważnie. Ja opuściłam na chwilę głowę ,a potem znowu ją podniosłam.
-Nie uważasz,że powinniśmy trochę pobyć sami? Oddzielnie?
-Ja już za długo byłam sama ,Daniel. Ja już nie chcę być sama. Męczę się tą samotnością. Chyba,że już nie chcesz ze mną być...Zrozumiem to. Chcę tylko,żebyś był szczęśliwy.-uśmiechnęłam się przez łzy. Uśmiechnęłam się? Dlaczego to zrobiłam? Przecież...było mi cholernie smutno. Ale ,może lody już przełamane? Może nie jestem tak zimna i chamska jak myślałam...? Może to wszystko ,to była tylko głupia próba? Ale ja go kocham. Wiem to. Ja to wiem.
A Paul? Co z Paul'em? Pomyślałaś o nim?
Nie. Paul to przyjaciel ,chociaż może i jest między nami iskra ,to ja wiem ,że moje serce należy do Daniela.
-Nie potrafiłbym kochać innej. Nie umiem. Kocham tylko i wyłącznie ciebie,rozumiesz? Nikt tego nie zmieni. Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze. Nie chcę,żebyś cierpiała. Ale...ja muszę to wszystko przeanalizować. Muszę to przemyśleć. Muszę zrozumieć to wszystko,co zrobiłem źle,żeby więcej nie zrobić ci krzywdy ,rozumiesz?-otarł moje łzy delikatnie i złapał mnie za obie ręce.
-Robisz mi krzywdę nie odwiedzając mnie ,nie dzwoniąc ,nie pisząc...-po moim policzku znowu spłynęły łzy. Ale to nie były zwykłe łzy. One były słone,zimne i pełne smutku. Zawierały więcej chłodu niż mój charakter. Były bardziej słone ,niż wszystkie morza i oceany razem wzięte...
-Przepraszam.-spuścił głowę. Ja też to zrobiłam.-Nie płacz. Nie lubię kiedy płaczesz...
Teraz ,Emily ,zrób to. 
-Ja też tego nie lubię.-podniosłam głowę do góry i spojrzałam mu w oczy. Później już musiałam to zrobić. Lekko pochyliłam się w jego stronę. Podeszłam do niego i wtuliłam się w niego. Brakowało mi tego jak nigdy. Staliśmy tak bardzo długo. Później Daniel oderwał mnie od siebie. Chciałam spytać czemu ,ale nie musiałam. Max podbiegł do Daniela wściekły i dał mu siarczysty cios w brzuch. Później już bił go coraz mocniej. Daniel próbował się bronić ,ale nie chciał go skrzywdzić ,widziałam to.
Nie chciał go skrzywdzić ,przez ciebie ,idiotko...
Zadawał mu ból. Kopał w brzuch ,w twarz ,gdzie popadnie. Krzyczałam ,chciałam go powstrzymać ,ale nie potrafiłam... Marie oderwała Max'a od Daniela. On osunął się na ziemię ,a ja ukucnęłam przy nim i patrzyłam się ślepo. Płakałam,a każda łza bolała mocniej...Gdy mój mózg przeszywała myśl,że mogę go stracić ,sama miałam ochotę zniknąć stąd i nigdy nie wrócić. Dlaczego pozwoliłam Max'owi tak go zmasakrować? Dlaczego jestem tak głupia i ślepa?

~ ~ ~
Dziś trochę dłuższy rozdział ,ponieważ jakoś mnie natchnęło. Smutny taki ,ale nic na to nie poradzę. Miała być akcja. W dodatku trochę humor mi nie dopisuje ,więc dlatego taki zimny ten rozdział. Przepraszam,że tak rzadko piszę ,ale nie mam czasu. 
Jedną z piosenek ,której słuchałam i zainspirowała mnie do tego rozdziału jest:
Dustin O'halloran - A Great Divide
I serdecznie polecam włączyć ją sobie podczas akcji z Danielem i Emily...

Komentarze

  1. Swietnie piszesz. Tylko mogłabyś zmienić tło bo źle się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże Daga, to było naprawde swietne az sie popłakałam! Ja rozumiesz?! xd Pisz tak dalej tylko pamietaj on nie moze urzeć! xd
    Mary :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie kolejny? :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 44

Rozdział 40

Rozdział 42